Moje bilanse przekraczają teraz 1000kcal, ale na prawdę trudno przerzucić mi się ze zwykłego jedzenia na dietę z dnia na dzień, więc nie jestem jakoś na siebie zła. Jedyne co to mogłabym nie jeść tyle słodyczy. Nie pamiętam wczorajszego bilansu, ale wiem że to było 1102kcal. Dzisiaj byłoby podobnie i kiedy zaczynałam pisać tego posta to myślałam, że tak będzie, ale mój tata wrócił ze szkolenie i przywiózł mnóstwo słodyczy itp, a mi nie udało się powstrzymać. Zjadłam dzisiaj ok 2000kcal i nie uważam, że to jakoś masakrycznie dużo, bo moje normalne jedzenie to 3000-4000kcal (mam szybki metabolizm).
Byłam dzisiaj z przyjaciółka w hospicjum, ponieważ prosiła nas o to pani od wolontariatu w naszej szkole i liczyłyśmy oraz segregowałyśmy kartki, które miały być wysyłane darczyńcom. Potem poszłyśmy jeszcze na ozdabianie bombek. Powie wam, że bardzo mi się podobało, czułam że robię coś dobrego a jednocześnie poczułam magię Świąt. Na tym ozdabianiu bombek było około 30-40 osób, pracownicy hospicjum, pacjenci hospicjum i ich rodziny oraz wolontariusze. Ci wszyscy ludzie tworzyli jedną wielką wspólnotę, rozmawiali i żartowali, byli szczęśliwi. Zachowywali się jak jedna wielka rodzina, to było coś magicznego. Ja też czułam się tam naprawdę dobrze i razem z przyjaciółka mamy zamiar pojawiać się tam teraz regularnie. Osobiście pierwszy raz była w hospicjum, rodzice raczej trzymali mnie w takiej trochę złotej klatce, tzn. nie mówili o takich miejscach itp. Nawet jak mój dziadek zachorował na raka to dowiedziałam się o tym rok po rozpoznaniu choroby, a nie byłam już małym dzieckiem. Wiem, że chcą mnie trochę jakby chronić i mi to nawet pasuje, bo żyje sobie szczęśliwie, w zamożnej rodzinie, z daleka od jakiegokolwiek zła na tym świecie, mając wszystko co mi potrzebne i dużo więcej. Ale to wyjście do hospicjum coś we mnie zmieniło, zrozumiałam, że nie każdy ma tak jak ja. Bo wcześniej o tym wiedziałam, ale to do mnie nie docierało, np. ktoś mi mówił, że chciałby jakąś płytę, a ja mówiłam 'to sobie kup' i słyszałam, że skończyły mu się kieszonkowe czy coś, ja czegoś takiego nie doświadczam. Miło jest zmienić spojrzenie na świat i zrozumieć kilka rzeczy i to w ciągu kilku godzin.
Specjalnie poszłam wczoraj do babci na noc, żeby zrobić sobie zdjęcia, bo nie mam w domu wystarczająco dużego lustra (poproszę rodziców żeby mi kupili) i zważyć się (nikt u mnie w domu się nie waży więc mam jaką przedpotopową wagę).
Waga pokazała dzisiaj rano 62kg, zresztą przed chwila ta moja starożytna waga mimo wieczornego obżarstwa też pokazała 62kg. Wiem, że to mogą być wahania wagi itp, ale i tak się cieszę i jestem zmotywowana do dalszej diety.
Aktualnie jestem najgrubsza jaka kiedykolwiek byłam, więc widzicie zdjęcia z 'najgrubszego' okresu w moim życiu:
Trzymajcie się kochane :**